Gdybyśmy cofnęli się do 1967 roku usłyszelibyśmy w Polskiej Kronice Filmowej słowa „przez cztery lata obserwowali wrocławianie żmudną budowę swego sławnego trzonolinowca. Był to eksperyment.” Ten eksperyment w 2023 roku dobiega końca - ze względu na zły stan techniczny budynku nadzór budowlany najprawdopodobniej nakaże opuszczenie mieszkań i trzonolinowiec opustoszeje. Decyzje w tej sprawie zapadną w ciągu najbliższych dni. Coś się kończy. Ale jak się zaczęło?
Budynek został zaprojektowany przez dwóch znajomych architektów - Andrzeja Skorupę i Jacka Burzyńskiego. Mówi się, że projekt był ich obsesją, a makieta zdobiła wnętrze pokoju dziecięcego, z tym, że to nie dziecko się nią bawiło. Ostatecznie wybudowany budynek różnił się od zaprojektowanego – brakowało w nim kilku kondygnacji, balkonów i… pastelowych kolorów elewacji, co w czasach budownictwa powojennego było dość częstym utrapieniem projektantów.
Założenie było proste. Do centralnego, kwadratowego trzonu, o powierzchni ok. 25 mkw. podwieszano na dwunastu stalowych linach stropy poszczególnych kondygnacji. Montaż poszczególnych pięter odbywał się na ziemi i następnie wznoszono je podnośnikami do góry, zaczynając od najwyższego. Budowa trzonolinowca przebiegała z problemami. Materiały dostarczano z opóźnieniem, jakość prac pozostawiała wiele do życzenia, a podnośniki niezbędne do powstania konstrukcji nieustannie się psuły. Gdy prace zakończono, budynek natychmiast ogłoszono „Domem Roku 1967” i snuto plany o powstaniu kolejnych konstrukcjach tego typu.
Nigdy się to nie wydarzyło. Mieszkańcy Wrocławia nieufnie i krytycznie ocenili nowy obiekt, choć niektóre jego elementy spotkały się z uznaniem. Doceniono przede wszystkim windę, meblościanki, ogrzewanie podłogowe i tapety na ścianach. Ciekawie zaprezentowano wnętrza trzonolinowca w Kronice Filmowej:
Niestandardowy budynek, dający efekt niezwykle lekkiej konstrukcji, rozbudzał wyobraźnię mieszkańców Wrocławia i był obiektem wielu plotek. Podobno chwiał się na wietrze tak bardzo, że woda wylewała się z wanien, pękały ściany osłonowe i działowe. Podobno projektant przewidział to już na etapie budowy i dlatego popełnił samobójstwo.
W rzeczywistości Jacek Burzyński zmarł w szpitalu, z powodu wypadku na polowaniu, a budynek zdecydowano się przeprojektować. Specjaliści z Politechniki Wrocławskiej opracowali plan jego wzmocnienia, zabetonowując stalowe liny i wzmacniając parter stalowymi słupami. Główna idea budynku została całkowicie zmieniona – nie był to już budynek na linach, choć Wrocławianie nadal nazywają go „wisielcem” (a czasem też domem na kurzej łapce).
Na dwunastu piętrach powstało łącznie 44 mieszkań. Pierwszy lokal przydzielono majstrowi, który brał udział w budowie tego przedsięwzięcia. Pozostałe zajmowali różni lokatorzy, w tym sławni artyści m.in. Bogusław Linda, Krzysztof Globisz, czy Cezary Harasimowicz.
Doradcy SDP Nieruchomości uczestniczyli kilkukrotnie w transakcjach związanych z zakupem-sprzedażą mieszkań w kultowym trzonolinowcu. W naszym archiwum znaleźliśmy kilka ujęć, m.in. widok z jednej z loggi na 11.piętrze i wnętrza mieszkań sprzed kilkunastu lat.
Zapraszamy do tej sentymentalnej podróży: